9 paź

Atak pszczół-zabójczyń

Atak pszczół-zabójczyń

W porządku, zdaję sobie sprawę, że na stronie poświęconej zagadnieniom genezy Wszechświata i losów ludzkości, rozdział o pojawieniu się tak zwanych pszczół-zabójczyń w Ameryce Północnej i Południowej może wydawać się trochę nie na miejscu. Jednak jest to jeden z wielu przykładów tego, co będzie stanowiło główne ekologiczne zagadnienie w przyszłości – wprowadzania na nowe tereny egzotycznych gatunków. Króliki w Australii, małże pręgowane w Wielkich Jeziorach czy kudzu na południu Ameryki stanowią przykłady tego zjawiska. Nowy gatunek wprowadzony jest celowo albo przypadkowo i następnie wobec braku naturalnych wrogów dziczeje. Wobec tego historia pszczół-zabójczyń jest równie dobrą ilustracją tego procesu, jak każda inna.

Lecz rzeczywisty powód, dla którego poruszam ten temat, jest o wiele prostszy. Kiedyś, w latach 70. kupiłem opuszczoną farmę w górach Blue Ridge. Zbudowałem tam własnoręcznie dom, żyłem zgodnie z hasłami „powrotu do natury” i hodowałem pszczoły. Utrzymując sześć uli poznałem te stworzenia i wszedłem w rolę starożytnego pszczelarza: dostarczałem im schronienia i poświęcałem odrobinę uwagi, a one dawały mi miód. Minęło już dziesięć lat, odkąd ostatnie z moich pszczół wyniosły się gdzieś z niezbyt dobrze znanych mi powodów, lecz nadal w piwnicy przechowuję kilka kilogramów miodu.

Historia ludzi i udomowionych pszczół sięga bardzo daleko wstecz. Nawet na ścianach egipskich grobowców widnieją wizerunki pszczelarzy. Zwyczajna czarno-brązowa pszczoła miodna (Apis mellifera) jest prawdopodobnie potomkiem pszczół udomowionych tysiące lat temu na Środkowym Wschodzie. Przybyły one do Ameryki wraz z europejskimi osadnikami i nazywane są teraz pszczołami europejskimi. Są owadami społecznymi, żyjącymi w rojach skupionych wokół jednej matki, która opuszcza rój tylko raz w życiu w celu odbycia lotu godowego, w poszukiwaniu trutnia z innego roju. Zapłodniona, powraca do roju i składa jaja przez kilka lat, aż do czasu gdy zostanie zastąpiona przez nową matkę. Pszczelarze chcący sterować procesem hodowlanym dokonują skomplikowanego procesu zwanego „wymianą matek”, w którym stara matka usuwana jest z roju i zastępowana matką zapłodnioną przez trutnia ze znanego rodu.

Pszczoły europejskie wyewoluowały tak, by regulować swoją aktywność zgodnie z długością dnia. Gdy dni stają się krótkie, zaczynają one zamykać swój ul, wyrzucać osobniki męskie, czyli trutnie („nie potrzebujemy cię już więcej, bracie”), i przygotowują się do zimy. Gdy dni zaczynają się wydłużać, matka rozpoczyna składanie większej ilości jajeczek i populacja w ulu odbudowuje się. W ten sposób na wiosnę, gdy kwiaty kwitną w dużych ilościach, jest już mnóstwo gotowych do pracy robotnic. Ten wzorzec funkcjonuje dobrze w strefach umiarkowanych.

Nie sprawdza się on jednakże w tropikach. Najwięcej kwiatów występuje tam podczas pory deszczowej, która niekoniecznie musi się zbiegać z okresem dłuższych dni, tak więc pszczoły nie są tak produktywne, jak tego oczekują pszczelarze. W 1956 roku niektórzy pszczelarze w Brazylii zdecydowali się sprowadzić czterdzieści siedem afrykańskich matek, by zobaczyć, czy produkowałyby one więcej miodu. W 1957 roku osoba wizytująca pasiekę badawczą w Brazylii usunęła z niektórych uli siatkę uniemożliwiającą ucieczkę matek. Nikt nie wie, kto to zrobił ani dlaczego, lecz do momentu gdy zorientowano się w sytuacji, około dwudziestu sześciu kolonii pszczół afrykańskich uciekło (lub, by użyć barwnego słownictwa pszczelarzy, „zbiegło”). Pszczoły-zabójczynie, Apis mellifera sceutellata, pojawiły się na wolności na tej półkuli.

Gdy pszczoły te krzyżowały się z lokalnymi populacjami i podążały w kierunku północnym (Wenezuela w 1977, Panama w 1982 i południowy Teksas w 1993 roku), wyszło na jaw kilka faktów. W wyniku krzyżowania powstały mieszane rasy z nowymi cechami, takimi jak zmniejszona skłonność do wytwarzania miodu, a znacznie większa – do agresji w obronie roju. Właśnie ta ostatnia cecha dała im przydomek. Wszystkie pszczoły bronią swego roju – pamiętam, że kilka razy rozzłoszczone ścigały mnie przez kilkaset metrów, gdy w pochmurny dzień otworzyłem jeden z moich bardziej niespokojnych uli. Zafrykanizowane pszczoły wyróżniają się jednak agresywnością swojej obrony – mogą godzinami atakować, żądlić wielokrotnie. Odpowiedzialne są za jedną udokumentowaną śmierć w Stanach Zjednoczonych i być może około tysiąca wszystkich razem od czasu ich uwolnienia.

Tak jak w przypadku większości egzotycznych stworzeń, które wymknęły się spod kontroli, skutki działania pszczół-zabójczyń zostaną w końcu ograniczone. Po pierwsze, osiągną one granice swego naturalnego terenu, a po drugie, ludzie podejmą kroki w celu ich ujarzmienia. Prognozy są takie, że zafrykanizowane pszczoły będą spotykane do roku 2000 we wszystkich najbardziej na południe wysuniętych rejonach Stanów Zjednoczonych, lecz nie rozprzestrzenią się bardziej na północ ze względu na klimat. W dodatku pszczelarze w celu ograniczenia rozpowszechniania się intruzów stosują dwie strategie. Jedną jest wymiana matek, zachowująca linie genetyczne miejscowych rojów. Druga nazywana jest „zalewaniem trutniami”. W technice tej duża liczba europejskich trutni wypuszczana jest na obszar, gdzie matki przybywają na gody (obszary te odgrywają dla pszczół mniej więcej tę samą rolę, co zadaszone promenady handlowe dla nastolatków). Zwiększa to szanse, że nowe roje nie będą zafrykanizowane. Tak więc w końcu pszczoły-zabójczynie zostaną opanowane. Lecz znacznie lepiej byłoby, gdyby nikt nie otworzył uli w Brazylii!