15 paź

Chandra poporodowa

Narodziny dziecka to jedna z najpiękniejszych chwil w życiu kobiety. Niestety, w tym czasie może mieć ona wiele problemów zdrowotnych. Także natury psychicznej.

Na łagodną chandrę poporodową, tzw. baby blues, cierpi aż 60 procent kobiet. Ujawnia się ona najczęściej w pierwszym tygodniu połogu i zwykle mija z unormowaniem się laktacji (po dwóch tygodniach od porodu). W tym czasie świeżo upieczona matka ma zmienne nastroje, jest przygnębiona, płacze z byle powodu. Czuje się zmęczona porodem, bezradna, nadmiernie przeciążona codziennymi obowiązkami. W związku z opieką nad dzieckiem przeżywa tak silny stres, że czasem wręcz odmawia wzięcia malucha na ręce.

Nie do końca wiadomo, co wywołuje to rozchwianie emocjonalne. Najprawdopodobniej winna jest burza hormonów -gwałtowne zmiany poziomu estrogenów i progesteronu – która rozpętuje się przed porodem i trwa jeszcze jakiś czas po nim. Na szczęście u większości pań baby blues trwa krótko i nie wymaga leczenia.

Jednak u 10 -15 procent młodych matek dochodzi do rozwinięcia się pełnoobjawowej depresji. Dotyka ona te kobiety, które nie są wewnętrznie przygotowane do macierzyństwa. Przyczyn choroby można też doszukiwać się w dramatycznych wydarzeniach, jakie matka przeszła podczas ciąży, zbyt młodym lub zbyt zaawansowanym wieku matki. Depresja może być też reakcją na stres wynikający z ogromnej odpowiedzialności za maleńkie dziecko – tak silny, że matka nie umie sobie z nim poradzić.

Objawy pojawiają się na ogół w trzy do sześciu miesięcy po porodzie. Kłopot w tym, że są zwykle bagetelizowane i traktowane jak zwykły objaw przemęczenia. Tymczasem w takim wypadku chorej niezbędne jest nie tylko silne wsparcie ze strony rodziny, lecz również konsultacja u psychiatry i przyjmowanie leków antydepresyjnych.

„Jesienią zwykle dopada mnie depresja. Czy warto skorzystać ze światłoterapii?”

Rzeczywiście, na jesienną depresję światło działa najlepiej. Pomaga m.in. zwiększyć produkcję serotoniny – hormonu odpowiedzialnego za dobry humor. Dlaczego? Jesienią większość czasu spędzamy w pomieszczeniach, gdzie natężenie światła rzadko osiąga 500 luksów. A do utrzymania dobrego samopoczucia potrzeba nam światła o natężeniu ok. 4,5 tys. luksów.

Dla wyrównania niedoborów większości z nas wystarcza codzienny półgodzinny spacer. Jednak osoby podatne na depresję potrzebują dodatkowego „wspomagania” – czyli leczenia za pomocą sztucznego światła. Na czym polega kuracja? Godzinę do trzech dziennie pacjent spędza przed specjalną lampą naśladującą naturalne światło słoneczne. Zwykle po 2 tygodniach fototerapii smutek ustępuje.

Z lamp można korzystać w gabinetach przy większych ośrodkach medycznych. Kuracja jest bezpłatna, kieruje na nią psychiatra. Lampy można też kupić w sklepach(ok. 1 tys. zł). Są też inne sposoby na poprawienie nastroju. Radzę trzy razy dziennie pić po pół szklanki herbaty z dziurawca i wzbogacić dietę o kasze, banany, razowe pieczywo. Przy nasilonych objawach depresji trzeba brać leki przeciwdepresyjne.